Dołączył(a): 28-12-2008, 17:52 Posty: 536 Lokalizacja: Miastko
Samochód: Daihatsu
Model: A101 / G100
Rok: 1991
|
Kilka postów wyżej obiecałem, że przez zimę naskrobię cosik o moich poprzednich Daihatsu. Jako iż jestem ostatnimi czasy w dość morowym nastroju zebrało mi się na wspominki wszelakiej maści i rozpamiętywanie błędów jakie w życiu popełniłem. I trafiłem w końcu na folder z fotkami Białego, mojego pierwszego auta. Zatem Drogie Dzieci, Bracia i Siostry, Szanowna Starszyzno Plemienna i pozostali nieklasyfikowani, zapraszam do (nieco przydługiej) opowieści o moim nieodżałowanym towarzyszu broni, który nauczył mnie więcej niż wszyscy jego następcy razem wzięci. Spłodzenie tego pozwoli mi skierować moje myśli w innym kierunku choć na jakiś czas... Cisza na planie! Kamera! AKCJA!:
Tak oto wyglądał w apogeum swej siły, wożąc mnie dumnie. Nabyłem go w styczniu 2006, miesiąc po odebraniu prawka z wydziału komunikacji. Byłem w tedy w IV kl technikum. Tak na prawdę guzik wiedziałem o jeżdżeniu, ale setki godzin spędzonych przy Need For Speed Underground 2 nieco zaburzały moje postrzeganie rzeczywistości .
Kupiłem go od swojej wychowawczyni. Zasadniczo to auto wcześniej mi zwisało, nawet nie wiedziałem jaka to marka. Z kolegami uważaliśmy, że to jakiś Hyundai, albo inny Koreańczyk, a pani Marysia nigdy tego nie prostowała. W sumie to trafił w moje ręce dzięki mojej mamie - jej się strasznie podobał. A skoro nadarzyła się okazja kupienia tanio pierwszego auta, to skorzystałem. I muszę przyznać, że dziś nie żałuję. W tedy marzył mi się Nissan S13, względnie Corolla E9 GTi. Appi był niemal totalnym golasem. Bez wspomagania. Z extrasów to tylko obrotomierz, podgrzewana tyna szyba, rozpórka kielichów, regulacja wys. świateł (niedziałająca). Badziewne radio i dwa charczące głośniczki w drzwiach. Żadnej zbędnej elektryki. Nieraz wkręcałem ludzi, że to taka wersja do rajdów, jak Lancer EVO RS, co ma szyby na korbki żeby masę redukować
Auto weszło do naszej rodziny zimą i przez to kilka rzeczy umknęło mojej uwadze. Np. pęknięta sprężyna z przodu czy brak tylnych hamulców Dopiero wiosną zacząłem przyglądać się jego stanowi technicznemu. Co mnie bardzo pozytywnie zaskakiwało z początku to osiągi. W naszej klasie tylko jeden kolega był szybszy od nas. Miał Golfa II 1.8 i za diabła nie mogłem z nim nigdy wygrać. Wszystkich innych zamiatałem pod dywan - Nissany N13, Fiesty, Corsy, BMW 3, Merc 124, Kadet E... Wiem, wiem, żadne rakiety, ale dla 19-sto letnich chłopaczków jeżdżenie ze stoperem do oddalonej o 10 km wsi i porównywanie czasów to było coś
Zaraz po kupnie wyglądał tak. Zmizerniały, brakowało kilku części. Od męża pani Marysi (notabene realnego poprzedniego właściciela) dostałem namiar na znany nam wszystkim poznański AGMAR Serwis. Pierwszym co u nich kupiłem był grill i ori zaczepy doń. W owym czasie miałem też fazę na Initial D. Biały lakier i czarne zderzaki Applausa nieodparcie przywodziły mi na myśl Hachi-Roku Fujiwary. W związku z tym upolowałem na Allegro żółte halogeny. Nigdy ich nie podłączyłem, ale jak to wyglądało ...
Przyznajcie sami, JDM pełną gębą
Po skończeniu technikum i pozdawaniu wszystkiego co było do zdania, trafiłem na staż. Do tej samej szkoły, w której uczyłem się przez poprzednie 4 lata. Pracowałem w administracji przyszkolnych warsztatów. Dzięki temu miałem bezproblemowy dostęp do narzędzi, warsztatu, kanału, diagnostyki, pod ręką byli fachowcy gotowi wytłumaczyć mi to czego wówczas nie wiedziałem o mechanice. Bo dodam, że jestem technikiem, ale od handlu, nie od maszyn .
I tak zaczęło się moje zamiłowanie do grzebania przy samochodach. Poniekąd z konieczności. Obecnie jednak to pasja i coś co (z reguły ) sprawia mi frajdę. Z konieczności bo pewien warsztat odmówił mi podjęcia się wymiany rozrządu bo "W ich książce nie ma tego silnika, tylko Daihatsu 1.0 3 cyl. Jak przywiozę instrukcję to mi zrobią". Instrukcję znalazłem, ale to tak jakby przychodzić z diagnozą do lekarza. Sam sobie wjechałem na ambicję i postanowiłem robić przy aucie co się da sam.
Z czasem zaczął wyglądać nieco lepiej, choć ruda zdążyła poczynić znaczne szkody. Perforacji co prawda nie było, ale rdzawy nalot był bardzo widoczny na białym nadwoziu. Swoje robiły też nasze liczne wycieczki w zielone, zwiedzanie przydrożnych rowów, sprawdzanie solidności obsadzenia krawężników i inne wyczyny a'la Rally Cross.
Ale po każdym kolejnym spotkaniu z barierą energochłonna byłem bogatszy o nową wiedzę dotyczącą sposobu jazdy i zachowania się samochodu na drodze w rozmaitych warunkach. Applause już jak go brałem był taki krzywy Jak mu tylko poprawiłem ten "uśmiech na bakier".
Tam w tle to ja. W tedy mniej więcej zacząłem uznawać JDM nie tylko za styl tuningu, ale za styl bycia, sposób jazdy, parkowania itd. I tak mi zostało do dziś. Gdzie się da to parkuje tyłem. Poznajecie felgi? To te różowe .
Przez cały czas, jaki Biały spędził ze mną, zawiódł mnie tylko raz. Ale w zasadzie z mojej winy, przez moje niedopatrzenie wynikłe z braku doświadczenia. Będąc w Koszalinie skończył mi się jeden z klocków z przodu. Tłoczek tak mocno się wysunął, że zblokowało koło. Ostatecznie udało mi się ruszyć z impetem, ale resztka klocka została wyrwana i wracałem do domu (ok. 60km) hamując tłoczkiem. Tarcze sfrezowało i nadawała się tylko na złom. I to była moja pierwsza poważna akcja przy samochodzie - renowacja przednich hebli. Nie mając praktycznie żadnego doświadczenia w tej materii wziąłem się za bodaj najistotniejszy z układów.
Jednakoż pójście na głęboką wodę opłaciło się. Pomijać fakt, że zaoszczędziłem kilkadziesiąt, jak nie kilkaset zł, to przestałem bać się jakichkolwiek innych napraw.
Zaczęło mi się też podobać to, że jest tak nietuzinkowy.
Ludzie czasem mylili go z Subaru Imprezą GC, szczególnie od tylca. Z czym ja sam się zgadzam . Miny osób w potencjalnie lepszych autach, które objeżdżałem też były bezcenne. Tu np. spotkanie na szczycie:
Ja & A101 vs Colombo &i E10 Ja & A101 WINS! Fatality!
A tu spotkanie znów z Corollą, ale tym razem E9, w bardzo rzadkiej wersji. Liftback (5d), ale 1.6i (4A-FE) 105 KM i do tego z pakietem Aero GTi. Tylko raz trafiłem taką na mobile.de. Ta ze zdjęcia została owinięta wokół drzewa. Nikt poważnie nie ucierpiał. Fotki tak badziewiaste, bo wykonywane wczasach kiedy aparaty w komórkach były w powijakach, a co poniektórych z was pewnie jeszcze na świecie nie było .
A tu ciekawostka. Applause został przez poprzedniego właściciela sprowadzony do kraju z Niemiec, jako składak w '97. Realnie był to rocznik '89, nawet mam papiery z niemieckiego urzędu, że z października. Jako German-Import został wyposażony w tzw. minikat. To drugi katalizator montowany celem obniżenia emisji spalin (czyt. obniżenia ubezpieczenia/opłat za samochód w Niemczech). Za nim jest coś co miało działać jak elastyczny łącznik. Tylko że to elastyczne w cale nie było . Ori cat był zdrowy, dziś jest na moim obecnym siniku. Natomiast ten malec był do połowy wypalony. I mimo dwóch "zatyczek" na wydechu Appi potrafił strzelić marchewą z wydechu przy szybki odjęciu.
Po ok. półtorej roku, zacząłem odczuwać co jest z nim nie tak. Był krzywy. Przekoszony. Nie szło ustawić geometrii zawieszenia. Nowe opony po jednym letnim sezonie nadawały się tylko do okopania na działce, albo na siedzisko do huśtawki. Blacharz-lakiernik, kolega mojego wujka, stwierdził, że mógłby podjąć się wyprostowania go. Oszacował koszt na ok. 1500 zł. Do tego najpewniej trzeba by coś pomalować. To mnie trochę przeraziło i zacząłem szukać innego wyjścia, bo nie chciałem jeździć autem, które nie mogło utrzymać się na wprost.
Tu zdjęcie z wycieczki do Czarnobyla, pod czynnym blokiem A. Żartuje. Ciepłownia w Koszalinie. Kiedy robiłem to zdjęcie, miałem już Szarego. Czekał w garażu na swój czas.
A ja chciałem nacieszyć się jeszcze Białym, puki się dało. Znów robię się ckliwy. Tak jak w tedy. Mógłbym pisać eseje o naszych przygodach. Tylko, że post zrobi się za długi i Miki będzie się czepiał, a połowa tych co zaczęli czytać, pewnie już zrezygnowała i przewinęła do końca sprawdzić czy to ogrodnik zabił.
Ostanie jego zdjęcie w całości...
Potem postanowiłem, że już nikt go nie dosiądzie.
Po usunięciu wnętrza okazało się, że nadwozie było w relatywnie dobrej kondycji jeśli idzie o rdzę. Po za tym uznałem, że warto zostawić sobie trochę części zapasowych dla Szarego.
Teraz osoby o tak słabych sercach jak moje powinny odwrócić głowy od monitorów i przewinąć rolką kilka razy.
Ostatnia droga Białego Applausa A101 o nr rej GBY 37EP, przez moją mamę pieszczczotliwie nazywanego Blondynem. Dostałem za niego jeszcze 300 zł.
Nadwozie zostało przy mnie zmiażdżone, chciałem być z nim do końca. I nie chciałem, żeby leżało na kupie z innymi i przyciągało wzrok ciekawskich. W końcu pół miasta wiedział, że to mój samochód. Zdjęcia zmiażdżonego przez koparkę szkieletu nie będę pokazywał, bo po co. Wrzucono go do kontenera i następnego dnia pojechał do huty. Z Szarym odprowadziliśmy ciężarówkę z kontenerami do rogatek.
FIN
_________________
A101 '89 RIP A101 '91 Szary [Self Aware] G101 '89 RIP G100 '92 Sold
|
|