Kozystajac z chwili wolnego czasu i z wmiare sprzyjajacych warunkow troche pogrzebalem w swoim samochodzie. Uzupelnilem olej, sprawdzilem filtr powietrza oraz plyny. Wkoncu udalo mi sie zmienic klemy i tym razem obeszlo sie bez interwencji chirurga
Pojechalem do sklepu kupic zaroweczke do oswietlenia wewnetrznego i przy okazji wstapilem do warsztatu by sprawdzic jak z ladowaniem po wymianie klem.
Wizyta w warsztacie byla krotka i rzeczowa. Nie musialem nic mowic. Fachowiec odrazu po otworzeniu maski powiedzial ze mam nowke akumulator i klemy. Podlaczyl swoje urzadzenie i powiedzial ze ladowanie jest takie sobie i ze mam "zlodzieja pradu" "... pewnie postoi 2 dni i juz nie odpali...". Wszystko co mowill zgadzalo sie z rzeczywistoscia - nareszcie jakis konkretny fachowiec

Dobra informacja to taka ze wkoncu ktos mnie upewnil w tym ze jednak gdzies ten prad ucieka (tata, sasiad mechanik, drugi sasiad nie wierzyli ze gdzies prad ucieka) no a zla informacja ze bede musial na poczatek zostawic troche kasy u elektryka.
Zblizaja sie ferie no i postanowilem ze popracuje przez cale ferie a to co zarobie zainwestuje w moj pojazd
W miare postepow bede was informowal jak tam przebiega reanimacja mojej Charadki.