Wymieniałem dzisiaj oponki na zimówki, a że przegląd mi sie kończy, stwierdziłem że przy okazji skocze na jakąś stację diagnostyczną. Żeby nie było zbyt prosto pojechałem poza Gdynię, myśląc naiwnie że może gdzieś na uboczu łatwiej będzie o pieczątkę. Wybrałem się do warsztatu w Redzie, gdzie jak mi się wydawało kiedy byłem tam z kumplem, pracuje miły Pan diagnosta. Niestety przetrzepał auto równo, no i przeglądu nie otrzymałem. Okazało się, że mam Luz na sworzniu prawego wahacza dolnego. Z tym faktem nie będę dyskutował. Zadziwiło mnie jednak to do czego chciał się poprzyczepiać. Spytał się gdzie jest tylna wycieraczka, bo przecież auto z wycieraczką dostało homologację
(nie wydaje mi sie aby tylna wycieraczka była obowiązkowa). Kiedy na jego polecenie włączenia tylnego światła przeciwmgielnego odpowiedziałem, że to auto nie jest w nie wyposażone, zaczął z wyraźnym niedowierzaniem szukać na desce rozdzielczej odpowiedniego włącznika
Do protokołu z badania oprócz luzu na sworzniu, dopisał jeszcze konieczność umocowania akumulatora (fakt mam na elastyczne linki) oraz brak oświetlenia tablicy rej. (jedna z dwóch żarówek nie świeciła - to akurat chyba lekka przesada).
Muszę przyznać, że gdyby nie ten luz na sworzniu to bym przegląd przeszedł. Raczej następnym razem stacji diagnostycznej poza miastem nie będę szukał, w takich miejscach się chyba troszkę diagnostom nudzi. Najlepiej wybrać jakąś w centrum.
Pozdrawiam